czwartek, 29 stycznia 2015

Dlaczego powstał ten blog i po co go piszę?


Żeby to wszystko wyjaśnić, muszę wam trochę opowiedzieć o sobie i o tym, co mnie spotkało. Choroba, która mi się przytrafiła to pewnie nic niezwykłego. Przecież wielu ludzi choruje i cierpi, przesiaduje w przychodniach i wykupuje recepty. Choroba jak choroba. Ale ja postanowiłam walczyć do upadłego, szukać sposobu, by moja choroba zniknęła. Nie chodziło o to, żeby przestało boleć, żeby na chwilę mi ulżyło. Chciałam, żeby jej nie było w ogóle. Więc zaczęłam szukać skutecznego sposobu.


    Na RZS (reumatoidalne zapalenie stawów) zachorowałam w wieku 13 lat. Pewnego dnia zaczęła po prostu boleć mnie ręka, a dokładniej bark. W szkole okazało się, że nie jestem w stanie unieść prawej ręki na ławkę szkolną, by otworzyć zeszyt albo pisać. Ból nie ustępował i mama zabrała mnie do lekarza. A tam typowe podejście. Nikt nie zrobił mi prześwietlenia, usg, po prostu dostałam maść, tabletki przeciwbólowe, później blokady (tak, lekarz wstrzykiwał mi blokady w wieku 13 lat nie informując o konsekwencjach). Kiedy ból przeniósł się na lewą rękę i bolały mnie obydwa barki, utrudniając prawie w 100% normalne funkcjonowanie, znowu dostałam blokady, opieprz od lekarza i odkrywczą diagnozę pod tytułem "dziecko rośnie". Bóle powtarzały się regularnie co 2-3 miesiące a farmakologiczne leczenie oparte na ketonalu i zastrzykach praktycznie nie dawało efektów, dochodziłam do siebie kolejne 2 miesiące, więc można powiedzieć, że cały rok choroba nie dawała mi spokoju. Naprawdę cierpiałam i naprawdę było coraz gorzej. Kiedy skończyłam 16 lat ból był za każdym razem coraz gorszy, dodatkowo stan zapalny przeniósł się także na kolana, łokcie, palce u rąk i stóp. Wtedy już nie czekałam na wizytę u lekarza tylko od razu ktoś zabierał mnie na pogotowie bo przeszywający ból po prostu mnie wykańczał. Często płakałam, opuszczałam zajęcia, przestałam jeść, miałam anemię i generalnie moje wyniki były bardzo słabe. Ale to nic. Lekarze uparcie mi wmawiali, że "taka moja uroda", nie zależenie od tego, czy byłam u reumatologa, ortopedy, chirurga, neurologa, neurochirurga czy lekarza rodzinnego. Odsyłano mnie od jednego do drugiego, większość mnie ignorowała bo uważali, że jestem zbyt młoda, aby mieć tak chore stawy jak stara babcia. Popadałam w depresje bo naprawdę - tak bardzo chciałam żyć normalnie, a tak bardzo nie mogłam. Nie wiedziałam co mogę zrobić? Jak to zmienić? Ale od zawsze żyłam w przekonaniu, że to co jemy musi mieć wpływ na nasze zdrowie.

     Już jako 14 latka przeszłam na dietę wegetariańską. Było to trochę spowodowane moją miłością do zwierząt ale trochę także przekonaniem, że przecież mięso i tłuszcze są takie nie zdrowe i zabijają ludzi, a produkty pełnoziarniste powinny stanowić fundament diety. Oczywiście na wege byłam miłośnikiem węglowodanów! Jadłam wszystkie kasze, bardzo dużo ryżu, ziemniaków, naleśników, pierogów - wszystkich dań i wyrobów z pszenicy, a najwięcej makaronów, soi i soczewicy. Od zawsze miałam też alergię skórną, która w wieku 14 lat skutecznie oszpeciła mi na parę lat ciało. Tutaj lekarze też nie pomogli. Dostawałam maści, sterydy, zmieniałam kosmetyki i oczywiście robiłam testy skórne, według których oczywiście - nie miałam na nic alergii! Nawet na jedną rzecz! Byłam wysypana chyba 5-ma rodzajami wysypek, w różnych miejscach i o różnej intensywności a według lekarzy nie było tego przyczyny i nie potrafili mi pomóc. 

     Dużą rolę w moim opamiętaniu się odegrały 3 czynniki. Pierwszy - wyjazdy do Włoch w wieku 16-18 lat, gdzie przez 2 miesiące jadłam codziennie ogromne ilości zbóż, a przede wszystkim pszenicy pod postacią makaronów, pizzy, bagietek i rogalików. Zawsze wracałam z wydętym, wystającym brzuchem oraz większą ilością tkanki tłuszczowej i cellulitem od pasa w dół. Wtedy się zastanawiałam, jak to możliwe? Przecież mówiło się, że zboża są takie zdrowe, a dieta Włochów jedną z najzdrowszych na świecie. Ale moja sylwetka i pogarszający się stan zdrowia na to nie wskazywały.  Drugi czynnik - wiosna 2013 roku. Stan zapalny kolan posunął się do tego stopnia, że praktycznie przestałam chodzić. Zastanawiacie się, jak to możliwe? Byłam jak Benjamin Button, młodą osobą w starym ciele. Wychodziłam po schodach jak moi 80-cio letni sąsiedzi, trzymałam się za barierkę i z ogromny bólem wspinałam się po jednym schodku w górę. Nie mogłam rano wstać z łóżka, bo nie byłam w stanie wyprostować kolan. Ciężko było mi założyć buty. Wtedy mój świat się załamał i pomyślałam, że albo kupię sobie wózek inwalidzki albo coś z tym zrobię. Trzeci czynnik to moment, w którym zdecydowałam się nie kupować wózka, tylko poszukać przyczyny swojego stanu. Zaczęłam szukać sensownej literatury. Trafiłam na książkę M.Tombaka (teraz wiem, że nie jest to najlepsza pozycja i jest tam wiele błędów), w której zwrócił uwagę na coś, na co nigdy bym nie wpadła: na stan jelit, szkodliwość produktów skrobiowych i oczyszczanie organizmu. Miało to sens i naprawdę mną potrząsnęło. Faktycznie, nigdy nie oczyszczałam organizmu z brudów, lubiłam produkty skrobiowe/zbożowe no i nie specjalnie zwracałam uwagę na stan jelit. Był to jakiś trop ale wciąż tej wiedzy miałam za mało. Zaczęłam jednak patrzeć na swój organizm inaczej - nie jak na sumę osobnych, oddzielonych organów, gdzie każdy nie ma ze sobą nic wspólnego ale jak na całość, gdzie każda część ciała jest ściśle powiązana z resztą. 

     Któregoś dnia mnie oświeciło, że przecież od kąd miałam chore stawy, miałam też tę okropną alergię. To musiało mieć związek, chociaż jak przedstawiłam lekarzom swoją teorię, to powiedzieli, że czytam jakieś głupoty w internecie i żebym przestała. Chciałam więc znaleźć jakiegoś kompetentnego lekarza, który potwierdzi moje podejrzenia. Znalazłam namiar na lekarza medycyny, który był znany z indywidualnego podejścia do pacjenta i co więcej, zamiast recept przepisywał zioła. Bardzo mnie to ucieszyło, bo przez tyle lat kupowania recept za 300 zł i braku efektów wiedziałam, że przemysł farmaceutyczny chce pieniędzy, a nie zdrowia społeczeństwa. Podczas wizyty lekarz wziął pod mikroskop mój mocz i powiedział, że:

-Występuje u mnie bardzo wysoki poziom toksyn, bakterii, a przede wszystkim alergenów. Organizm jest zanieczyszczony w bardzo dużym stopniu

-Wysoki poziom alergenów sprawia, że przenikają one z jelita do krwi i w moim przypadku osiadają się w stawach, prowadząc do przewlekłych stanów zapalnych (autoagresja)

-Ponieważ organizm toczy nieustanną walkę z alergenami jest osłabiony, odporność jest obniżona o ponad 30%, zmniejszona ilość krwinek białych i czerwonych

Jak wyszłam z gabinetu z paczuszką ziół to trzęsły mi się ręce i chciało mi się płakać. Wszystko, co tylko podejrzewałam się sprawdziło! Po tylu latach w końcu wiedziałam, dlaczego jestem taka chora! Radość z odkrycia przyczyny swojej wyniszczającej choroby była nie do opisania. Wiedziałam, że mam szansę na normalne życie ale muszę działać. Zaczęłam pić zioła, dzięki którym przez 2 tygodnie nie wychodziłam z łazienki (wtedy uświadomiłam sobie, że złogi na jelitach o których pisze Tombak naprawdę istnieją i niestety trzeba je urodzić.... ) ale po tych 2 tygodniach poczułam się świetnie, bóle stawów lekko odpuściły, miałam ładną cerę, mniej wysypek i czułam się po prostu dobrze, a przecież od wielu lat nie wiedziałam, co to znaczy. W między czasie szukałam sposobu, aby rozgryźć swoją alergię. Trafiłam na stronę www.tlustezycie.pl (ogromny szacunek dla autorki), gdzie pierwszy raz usłyszałam, że zboża mogą szkodzić. Byłam tak ździwiona tym absurdalnym stwierdzeniem, że nie wiedziałam, czy mam się śmiać... czy płakać. Płakać, bo nagle się okazało, że wszystkie badania i publikacje na ten temat naprawdę mają sens. Ale serio? Chlebuś, bułeczki, makarony, pizza - przecież to takie pyszne! Wszyscy jedzą zboża, wszędzie piszą, że są zdrowe i powinny stanowić podstawę naszej diety. Reklamują je w telewizji, w prasie, dietetycy je uwielbiają. Doznałam szoku egzystencjonalnego, nie mogłam uwierzyć, że ktoś w ogóle wpadł na to, żeby powiedzieć, że zboża są złe! Przecież wszyscy je kochają! No i moja dieta wegetariańska, co niby miałabym jeść? Próbowałam sobie to jakoś tłumaczyć, usprawiedliwiać, że przecież czuje się świetnie na wege. Ale nie - nie czułam się świetnie. Wiele razy próbowałam z diety eliminować cytrusy, nabiał, czekoladę, rzeczy pikantne. Ale zboża? Nigdy nie wpadłabym na to, że można je wyeliminować z diety i że mogą uczulać. Przecież zboża są święte. Na diecie wegetariańskiej bezzbożowej wytrzymałam tydzień! Wtedy postanowiłam zacząć jeść mięso i spróbować diety paleo - miało być tylko na chwilę, tylko żeby sprawdzić, a potem miałam wrócić do swojego węglowodanowego-wegetariańskiego światka. Jednak to, jak poczułam się próbując paleo przeszło moje najśmielsze oczekiwania, zakrawając o cud. Zrzuciłam 5kg tłuszczu, całkowicie opadł mi wystający brzuch i pełniutkie boczki. Zniknęły mi krosty i wypryski z całego ciała, co do jednego. Miałam normalne, ładne i gładkie ciało jak zdrowy człowiek. Z twarzy przestała mi schodzić skóra, zniknęły placki atopowe, przestały mi wypadać włosy (wcześniej zatykał się odpływ) i puchnąć oczy. Bóle stawów zniknęły całkowicie, zupełnie. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Na paleo przeszłam w listopadzie/grudniu 2013 roku i od tamtej pory (czyli jakieś 15 miesięcy) stawy nie bolały mnie ANI RAZU. Ani razu, rozumiecie? 

     W połowie 2014 roku znalazłam sensowne testy alergologiczne metodą biorezonansu, które moim zdaniem są naprawdę skuteczne (zrobiłam wtedy także nacinkowe w przychodni u alergologa i tutaj pewnie was nie zaskoczę - okazało się że nie mam alergii na nic ;)). Na testach biorezonansem okazało się jednak, że jestem uczulona na ponad 40 składników pokarmowych, w tym na wszystkie zboża. Tadam. Nastąpiła moja oficjalna separacja ze zbożami, a później głośny rozwód, bez możliwości wybaczenia i powrotu...

   Dlaczego więc piszę tego bloga? Aby pokazać często chorym i naprawdę bardzo cierpiącym ludziom, że rozwiązaniem ich problemów może być po prostu zmiana diety. Można uniknąć tego wszystkiego co mnie się przytrafiło, jeśli w porę się zareaguje. Niestety u mnie choroba autoimmunologiczna zdąrzyła wyrządzić już wiele poważniejszych szkód (uszkodzone jelita, zniszczone chrząstki stawowe, lekki zanik mięśni) bo niestety zbyt późno udało mi się znaleźć przyczynę (chociaż pewnie byłoby o wiele gorzej, gdybym pozostawiła swój los lekarzom). Ale wielu z was być może dopiero dostrzega jakieś niepokojące symptomy/ dolegliwości, które zwalczone w porę pomogą uniknąć najgorszego. Kiedy zobaczyłam, jakie efekty dała u mnie dieta paleo, od razu postanowiłam zgłębić ten temat i w końcu stało się to moim hobby. Stąd blog - chciałam przekazać sensowną wiedzę tym, którzy mogą na tym skorzystać. Ku mojemu ździwieniu okazało się, że wcale nie trzeba mieć alergii na zboża, aby szkodziły. Szczególnie pszenica to prawdziwy terrorysta, który niszczy wszystkie organy, jakie tylko spotka na swojej drodze. Na chwilę obecną pomagam i doradzam wielu osobom - każda z nich widzi ogromną poprawę po odstawieniu zbóż. Nie ważne czy jest to trądzik, wrażliwe jelita, chroniczne zmęczenie, obolałe stawy, tarczyca, żołądek czy nadprogramowe kilogramy - widać poprawę. Krok po kroku staram się wam, czytelnikom, jakoś przybliżyć wiedzę związaną z paleo abyście i wy mieli okazję zrozumieć jej fenomen - chociaż nie wiem czy to odpowiednie słowo, bo paleo jest proste, logiczne i bardzo bliskie naturze człowieka. Nie wiem czy moje pisanie ma sens, nie zastanawiam się nad tym, ale robię to, bo czuję taką potrzebę. I nawet jeśli ze 100 osób, które tu wejdą, jedna zdecyduje się na zmiany w diecie i weźmie zdrowie w swoje ręce to będzie to dla mnie najlepsza nagroda, jaką tylko można sobie wymarzyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz